123

Uwaga! Ta wi­try­na wy­ko­rzy­stu­je pli­ki cook­ies w ce­lu umoż­li­wie­nia dzia­ła­nia nie­któ­rych fun­kcji ser­wi­su (np. zmia­ny ko­lo­ru tła, wy­glą­du in­ter­fej­su, itp.) oraz w ce­lu zli­cza­nia li­czby od­wie­dzin. Wię­cej in­for­ma­cji znaj­dziesz w Po­li­ty­ce pry­wat­no­ści. Ak­tual­nie Two­ja przeg­lą­dar­ka ma wy­łą­czo­ną ob­słu­gę pli­ków co­o­kies dla tej wi­try­ny. Ten ko­mu­ni­kat bę­dzie wy­świet­la­ny, do­pó­ki nie za­ak­cep­tu­jesz pli­ków cook­ies dla tej wi­try­ny w swo­jej przeg­lą­dar­ce. Kliknięcie ikony * (w pra­wym gór­nym na­ro­żni­ku stro­ny) ozna­cza, że ak­ce­ptu­jesz pli­ki cookies na tej stro­nie. Ro­zu­miem, ak­cep­tu­ję pli­ki cook­ies!
*
:
/
G
o
[
]
Z
U

Uzupełnienie

Zamieszczony wyżej dziennik podróży nie wyczerpuje oczywiście całego tematu, a pojawiające się często od czytelników pytania skłoniły mnie do uzupełnienia relacji o bardziej prozaiczne informacje, które zamieszczam niżej.

1. Bez­pie­czeń­stwo. W Nai­ro­bi – za­le­ży w któ­rej czę­ści mia­sta je­steś­my. W czę­ści za­cho­dniej („bo­ga­tej”), moż­na cza­sem spot­kać bia­łych (przy­znam, że wra­że­nie jest dzi­wne i wzrok sam po­dą­żą za ta­ką oso­bą). Na uli­cach jest stra­sznie ner­wo­wa at­mos­fe­ra. Ogro­my tłok na wąs­kich cho­dni­kach. Tłum lu­dzi „spa­da” z cho­dni­ków na uli­ce. Trze­ba uwa­żać, bo ruch jest le­wo­stron­ny, a my ma­my przy­zwy­cza­je­nia do pa­trze­nia w in­ną stro­nę (przy ru­chu pra­wo­stron­nym). Cał­kiem nie­da­wno wpro­wa­dzo­no w Nai­ro­bi świat­ła na skrzy­żo­wa­niach. Nikt ich nie prze­strze­ga. Miej­sco­wi do­pie­ro uczą się jak to dzia­ła.

 

Uli­ca w cen­trum Nai­ro­bi. Ke­nia.

W czę­ści wscho­dniej ca­łe ży­cie to­czy się na cho­dni­kach i uli­cy. Drob­ne war­szta­ty, stra­ga­ny, grup­ki bez­ro­bot­nych. Tu wszys­cy ma­ją czas i „ha­ku­na ma­ta­ta”.

 

W czę­ści wscho­dniej Nai­ro­bi. Ke­nia.

Je­steś­my „za­cze­pia­ni” – skąd je­ste­ście, czy wam się tu po­do­ba, itp. Ale z agre­sją nie spot­ka­liś­my się.
My po­je­cha­liś­my na praw­dzi­wą „wieś” – do miej­sco­wo­ści Ki­sa­si po­ło­żo­nej ok. 200 km od Nai­ro­bi na po­łu­dnio­wy wschód. Tam miesz­ka mój zna­jo­my. Po­za na­mi w tej miej­sco­wo­ści (i w pro­mie­niu kil­ku­dzie­się­ciu km) nie by­ło in­nych bia­łych – ra­zem ze zna­jo­mym by­ło nas czte­rech. Zna­jo­my przed­sta­wił nas waż­niej­szym lu­dziom w tej miej­sco­wo­ści. Za­pro­po­no­wa­liś­my prze­pro­wa­dze­nie spot­kań i pre­zen­ta­cji mul­ti­me­dial­nych o Pol­sce, o tym co ro­bi­my i czym się za­jmu­je­my. Po prze­pro­wa­dze­niu tych spot­kań by­liś­my już zna­ni w oko­li­cy i mog­liś­my spo­koj­nie wę­dro­wać, ale wte­dy – to był już ko­niec na­sze­go po­by­tu.
Tym niem­niej zdą­ży­liś­my być za­pro­sze­ni do kil­ku do­mów na po­si­łek. Je­den z nau­czy­cie­li wręcz po­pro­sił nas, że­byś­my go od­wie­dzi­li, bo je­go dzie­ci nie wi­dzia­ły je­szcze bia­łych.

2. Mieszkanie. W Ki­sa­si miesz­ka­liś­my w je­dnym z sze­ściu miesz­kań-seg­men­tów oto­czo­nych wy­so­kim mu­rem:

 

 

Bu­dy­nek w któ­rym miesz­ka­liś­my w Ki­sa­si. Ke­nia.

Kom­pleks miesz­kal­ny zbu­do­wa­ny jest w for­mie pro­sto­ką­ta bez okien. We­wnątrz pro­sto­ką­ta stoi sześć „dom­ków” przy­kle­jo­nych szczy­ta­mi do ogro­dze­nia (na zdję­ciu wy­żej wi­dać trzy „szczy­ty”, ta­kie sa­me trzy są po dru­giej stro­nie ogro­dze­nia). Mię­dzy dom­ka­mi jest oko­ło dwu­me­tro­we prze­jście co w po­łą­cze­niu z dość du­ży­mi ok­na­mi za­pe­wnia do­sta­te­czne nas­ło­ne­cznie­nie wnętrz miesz­kań. Każ­de miesz­ka­nie skła­da się z trzech po­koi, toa­le­ty, pry­szni­ca i przed­po­ko­ju peł­nią­ce­go ró­wnież ro­lę kuch­ni. Fron­to­wa część kom­plek­su za­wie­ra do­dat­ko­we trzy po­mie­szcze­nia mo­gą­ce peł­nić ro­lę np. skle­pi­ków. W je­dnym z ta­kich po­mie­szczeń Ma­rek pro­wa­dził swo­ją przy­cho­dnię (na zdję­ciu na­pis KISASI CLINIC AND LAB).

Wg po­dob­ne­go sche­ma­tu zbu­do­wa­nych jest więk­szość bu­dyn­ków w Ki­sa­si:

 

To ja na je­dnej z głó­wnych ulic Ki­sa­si. W tle wi­dać skle­pi­ki. Ke­nia.

3. Komunikacja. Naj­trud­niej­szą do po­ko­na­nia prze­szko­dą w Ke­nii jest ko­mu­ni­ka­cja. Na dro­gach kró­lu­ją kil­ku­na­sto­o­so­bo­we mi­ni­bu­sy tzw. ma­ta­tu, w któ­rych po­tra­fi po­dró­żo­wać po­nad 20 osób. Tam się tak po pro­stu jeź­dzi i w za­sa­dzie nie ma in­nej op­cji. Trze­ba nap­raw­dę uwa­żać na sprzęt, że­by go nie zgnieść, nie zgu­bić i je­szcze cza­sem w dro­dze wy­ko­rzy­stać. Ale ko­mu­ni­ka­cja jest ta­nia. Za je­dne­go do­la­ra do­sta­je­my 80 szy­lin­gów ke­nij­skich. Prze­jazd z obrze­ża Nai­ro­bi do cen­trum ko­sztu­je 40 szy­lin­gów. Z Nai­ro­bi do Ki­sa­si – oko­ło 400. Więk­sze ba­ga­że ja­dą na da­chu. Trze­ba roz­dzie­lić sprzęt od in­nych rze­czy i sprzęt mieć zaw­sze przy so­bie. Roz­wią­za­niem kom­for­to­wym jest wy­na­ję­cie sa­mo­cho­du. Przy sied­mio­o­so­bo­wej gru­pie jest to już na­wet sto­sun­ko­wo ta­nie roz­wią­za­nie.

 

Ko­mu­ni­ka­cja w Ke­nii.

4. Wy­ży­wie­nie generalnie jest ta­nie. Ceny za­le­żą od tego, gdzie je­steś­my. W Nai­ro­bi i więk­szych mia­stach moż­na jeść da­nia zbli­żo­ne do eu­ro­pej­skich (np. kur­cza­ka) – obiad oko­ło 200 szy­lin­gów (2,5 do­la­ra).

W Ki­sa­si – tyl­ko da­nia miej­sco­we. Brak chle­ba, mas­ła, wę­dlin, mię­sa. Ja­ja są, ale jest ry­zy­ko sal­mo­nel­li. Da­nia miej­sco­we to fa­so­la, ryż. Oso­by nie przy­zwy­cza­jo­ne ma­ją po fa­so­li wzdę­cia. Zo­sta­je ryż. I do te­go „pie­czy­wo” na ba­zie mą­ki ku­ku­ry­dzia­nej. Ja prak­tycz­nie tyl­ko tym się ży­wi­łem. To są ta­kie „buł­ki” po­dob­ne do na­szych pącz­ków, czy „trój­ką­tów”, po­da­wa­ne na ciep­ło. Nie za słod­kie – w su­mie dob­re w sma­ku. To się na­zy­wa an­da­zi (lub man­da­zi) i jest wszę­dzie do ku­pie­nia. Ta­ki je­den an­da­zi ko­sztu­je 7-10 szy­lin­gów. Na raz moż­na zjeść 3-4 sztu­ki, czy­li za pół do­la­ra moż­na się na­jeść do sy­ta.

Mię­dzy Nai­ro­bi, a Ki­sa­si jest więk­sza miej­sco­wość – Ki­tui. I tam są skle­py ty­pu „su­per­mar­ket”, gdzie moż­na ku­pić np. kon­ser­wy, mas­ło, pie­czy­wo. Ale pie­czy­wo jest tyl­ko fo­lio­wa­ne (nie spot­ka­łem świe­że­go chle­ba), a po­wszech­ny brak lo­dó­wek unie­moż­li­wia za­ku­py „na za­pas”. Na­po­je są ta­nie. Li­tro­wa co­ca-co­la – 50 szy­lin­gów. Litr wo­dy czy­stej 40 szy­lin­gów. Na­po­je są do ku­pie­nia wszę­dzie (na­wet w szcze­rym po­lu po­tra­fi stać bud­ka z co­lą i zdrap­ka­mi do te­le­fo­nów).

 

Skle­pik z na­po­ja­mi gdzieś na tra­sie do Ma­sai Ma­ra. Ke­nia.

5. Wa­run­ki sa­ni­tar­ne – w Nai­ro­bi jest ok. W Ki­sa­si – tyl­ko w nie­któ­rych do­mach jest ka­na­li­za­cja, toa­le­ta i bie­żą­ca wo­da. Prąd jest w Nai­ro­bi i więk­szych miej­sco­wo­ściach. W ma­łych – tyl­ko w nie­któ­rych go­spo­dar­stwach. Ra­dzą so­bie tak, że ma­ją ge­ne­ra­to­ry. Są pun­kty ła­do­wa­nia ko­mó­rek, więc myś­lę, że moż­na by­ło­by w ta­kim pun­kcie na­ła­do­wać aku­mu­la­to­ry do apa­ra­tu. My aku­rat mie­liś­my w Ki­sa­si prąd, więc nie by­ło prob­le­mu. UWAGA! Trze­ba mieć prze­jściów­kę, że­by pod­łą­czyć na­szą wtycz­kę do gniaz­dka elek­trycz­ne­go. Prze­jściów­ka jest ta­ka sa­ma jak w Wiel­kiej Bry­ta­nii.

6. Zwie­dza­nie Ma­sai Ma­ra. Do Ma­sai Ma­ra trze­ba się do­stać po­przez tzw. ga­te (czy­li bra­mę we­jścio­wą). Jest kil­ka bram, a obok nich le­żą obo­zy dla tu­ry­stów. W za­leż­no­ści od po­ło­że­nia bra­my – z Nai­ro­bi to bę­dzie 200-250 km. Trze­ba wy­na­jąć fir­mę, któ­ra nas za­wie­zie i tam na miej­scu ob­słu­ży. Koszt od 90 do 120 do­la­rów za dzień. Trze­ba je­chać na mi­ni­mum trzy dni. Firm, któ­re się tym za­jmu­ją jest w Nai­ro­bi kil­ka i wy­star­czy chwi­lę po­stać w cen­trum i ktoś z pe­wno­ścią pod­ej­dzie i da nam wi­zy­tów­kę z na­mia­ra­mi.

W obo­zie wa­run­ki są kom­for­to­we. Jest toa­le­ta, wo­da, pry­sznic. Je­dze­nie eu­ro­pej­skie. W ra­mach opła­ty ma­my za­pe­wnio­ne wszyst­ko co trze­ba (tran­sport, noc­le­gi, wy­ży­wie­nie i we­jście do re­zer­wa­tu). W re­zer­wa­cie jeź­dzi się sa­mo­cho­da­mi z ot­war­tym da­chem. Do zwie­rząt pod­jeż­dża się na od­leg­łość od kil­ku do 100 me­trów. Sta­tyw na nie­wie­le się przy­da­je, bo sa­mo­chód ma ca­ły czas włą­czo­ny sil­nik, więc są dość du­że drga­nia.

 

W obo­zie w Ma­sai Ma­ra. Ke­nia.

7. Wjazd i wy­jazd z Ke­nii – je­śli do Ke­nii do­sta­je­my się sa­mo­lo­tem z kra­ju Unii Eu­ro­pej­skiej, to szcze­pie­nia nie są obo­wiąz­ko­we. Za­le­ca­ne jest bra­nie le­ków prze­ciw­ma­la­rycz­nych, ale tam gdzie my by­liś­my prak­tycz­nie nie by­ło ko­ma­rów (nie wiem jak jest w in­nych re­jo­nach). Śpi się pod mos­ki­tie­ra­mi. Przy wjeź­dzie trze­ba wy­peł­nić dek­la­ra­cję wi­zo­wą i za­pła­cić 25 dol. za wi­zę. Przy wy­jeź­dzie wy­peł­nia­my po­no­wnie dek­la­ra­cję.

8. Wa­lu­ta – UWAGA! – w kan­to­rach wy­mia­ny wa­lut przy­jmo­wa­ne są do­la­ry z da­tą wy­da­nia po 2004 ro­ku. Bank­no­ty z wcześ­niej­sza da­tą nie są przy­jmo­wa­ne wca­le lub też z du­żo niż­szym kur­sem (np. 60 szy­lin­gów za­miast 80). W skle­pach (na ba­za­rach, itp.) pła­ci­my wy­łą­cznie szy­lin­ga­mi. Nie ma zwy­cza­ju pła­ce­nia do­la­ra­mi (za wy­jąt­kiem biu­ra or­ga­ni­zu­ją­ce­go wy­jazd do Ma­sai Ma­ra, gdzie za­pła­ci­liś­my do­la­ra­mi).

9. Sprzęt – wsze­cho­bec­ny kurz po­wo­du­je, że wy­mia­na obiek­ty­wu jest prob­le­ma­tycz­na. Ja mia­łem dwa kor­pu­sy i nie zmie­nia­łem obiek­ty­wów. Mia­łem obiek­ty­wy 18-200 i 70-300. Do owa­dów mia­łem so­czew­ki (nie pier­ście­nie, że­by nie ot­wie­rać pusz­ki). By­łem za­do­wo­lo­ny z ta­kie­go roz­wią­za­nia. Gdy­bym je­chał dru­gi raz – zro­bił­bym tak sa­mo.

10. Po­go­da – kie­dy u nas są wa­ka­cje – tam jest zi­ma. Tem­pe­ra­tu­ry są na po­zio­mie 25 stop­ni. Ale jest dość du­że za­chmu­rze­nie (przy­naj­mniej kie­dy my tam by­liś­my). Słoń­ce wsta­je o 6.30, za­cho­dzi o 18.30. Jak się za­chmu­rzy – to bra­ku­je świat­ła, jest po­nu­ro i ciem­no, jak słoń­ce wy­jdzie zza chmur – są bar­dzo du­że kon­tra­sty. Wa­run­ki do fo­to­gra­fo­wa­nia dość trud­ne. Po zmie­rzchu za­pa­da czar­na noc. Wte­dy le­piej być już w do­mu.

11. Ubranie. Je­śli chce­my cho­dzić po „dzi­kich” miej­scach, to trze­ba mieć dłu­gie spo­dnie i kry­te bu­ty. Jest niebez­pie­czeń­stwo po­kłu­cia się (po­dra­pa­nia) – moż­na też tra­fić na wę­ża czy skor­pio­na (my spot­ka­liś­my mam­bę po­spo­li­tą).

(Uwaga! Po­wyż­szy tekst przed­sta­wia stan z lat 2010/2011).

Stefan Nawrocki



Komentarze: pokaż komentarze (1)

Serwisy 3n

Logo Kombi
Logo Wirtualnej Galerii
Logo 3N STOCK PHOTOS
Logo Kombi PDF Tools
Logo Projektora K3D
Logo 3N Games