123

Uwaga! Ta wi­try­na wy­ko­rzy­stu­je pli­ki cook­ies w ce­lu umoż­li­wie­nia dzia­ła­nia nie­któ­rych fun­kcji ser­wi­su (np. zmia­ny ko­lo­ru tła, wy­glą­du in­ter­fej­su, itp.) oraz w ce­lu zli­cza­nia li­czby od­wie­dzin. Wię­cej in­for­ma­cji znaj­dziesz w Po­li­ty­ce pry­wat­no­ści. Ak­tual­nie Two­ja przeg­lą­dar­ka ma wy­łą­czo­ną ob­słu­gę pli­ków co­o­kies dla tej wi­try­ny. Ten ko­mu­ni­kat bę­dzie wy­świet­la­ny, do­pó­ki nie za­ak­cep­tu­jesz pli­ków cook­ies dla tej wi­try­ny w swo­jej przeg­lą­dar­ce. Kliknięcie ikony * (w pra­wym gór­nym na­ro­żni­ku stro­ny) ozna­cza, że ak­ce­ptu­jesz pli­ki cookies na tej stro­nie. Ro­zu­miem, ak­cep­tu­ję pli­ki cook­ies!
*
:
/
G
o
[
]
Z
U

Sobota – 03.07.10

W odwiedzinach u sąsiadów

Kil­ka, mo­że kil­ka­na­ście ki­lo­me­trów za Ki­sa­si w stro­nę Mu­to­mo miesz­ka pa­stor Ja­mes. Je­szcze przed na­szym wy­jaz­dem do Af­ry­ki pa­stor za­pro­sił Mar­ka i nas w odwie­dzi­ny. W cza­sie roz­mo­wy te­le­fo­nicz­nej w pią­tek usta­li­liś­my, że dniem odwie­dzin bę­dzie so­bo­ta.

Z ko­lei kil­ka ki­lo­me­trów od do­mu pa­sto­ra miesz­ka nau­czy­ciel­ka An­ge­la. Kie­dy do­wie­dzia­ła się, że wy­bie­ra­my się w tam­tym kie­run­ku, to po­sta­no­wi­ła po­je­chać z na­mi i ró­wnież za­pro­si­ła nas do swo­je­go do­mu.

Plan był ta­ki, że­by wy­je­chać ra­zem z An­ge­lą oko­ło dzie­sią­tej ra­no ma­ta­tu w stro­nę Mu­to­mo. O dzie­sią­tej spot­ka­liś­my się na przy­stan­ku i cze­ka­liś­my na ma­ta­tu go­to­wi do od­jaz­du. Ma­ta­tu nie pod­jeż­dża­ło, za to tra­fi­ła się okaz­ja sfo­to­gra­fo­wa­nia „białego” kru­ka (w pol­skiej li­te­ra­tu­rze nie za bar­dzo opi­sa­ny, ale jest opi­sa­ny w en­cyk­lo­pe­dii ang­lo­ję­zycz­nej ja­ko pied crow, czy­li kruk sro­ka­ty):

 

Kruk srokaty. Kisasi. Kenia.

Niestety, przez następną godzinę żaden matatu się nie pojawił, więc postanowiliśmy pójść na piechotę. Początek drogi już znaliśmy, bo szliśmy nią poprzedniego dnia po południu, więc dla „zabicia” czasu uczyliśmy Angelę mówić po polsku:

 
Marek uczy Angelę polskiego.

Potem krajobraz zaczął się zmieniać i zabraliśmy się za fotografowanie:

 

 

Afrykańskie kozy na naszej drodze. Kenia.

 

Konik polny, a w zasadzie „drogowy” o wymiarach 5-6 centymetrów. Kenia.

 

Typowe afrykańskie „domki”. Kenia.

Mniej wię­cej w po­ło­wie dro­gi Ma­rek za­dzwo­nił do pa­sto­ra po­wia­do­mić go, że się spóź­ni­my, bo idzie­my pie­cho­tą. Na tę wia­do­mość pa­stor za­pro­po­no­wał, że przy­ja­dą po nas dwo­ma mo­to­ra­mi. Jak po­wie­dzie­li, tak zro­bi­li i po chwi­li zja­wi­li się przy nas dwaj mo­to­cyk­li­ści. Da­lej po­szło już gład­ko – po usta­le­niu ce­ny za ob­wie­zie­nie nas po oko­li­cy, sie­dem osób wsiad­ło na dwa mo­to­ry i po­je­cha­liś­my:

 

 

 
W drodze do pastora Jamesa. Droga Kisasi – Motumo. Kenia.

Pa­stor był je­dnym z wio­zą­cych nas mo­to­cyk­li­stów, więc po do­je­cha­niu na miej­sce po­szedł się prze­brać, a my zo­sta­liś­my na po­dwó­rzu i mie­liś­my okaz­ję przy­jrzeć się obe­jściu ty­po­we­go go­spo­dar­stwa w Ke­nii.

Było tam też kilka maluchów, które każde zrobione zdjęcie musiały obejrzeć i zaakceptować :-):

 

Dzieci koło domu pastora, oglądające zdjęcia Jacka.

Po (dłuższej) chwili pastor w odświętnym ubraniu zaprowadził nas do swojego kościoła:

 

Kościół pastora Jamesa (w głębi po prawej budynek kościoła). Kenia.

 

Pastor i Michał w kościele. Okolice Kisasi. Kenia.

Pa­stor opie­ku­je się je­szcze je­dnym (więk­szym) ko­ścio­łem w swo­jej „parafii”, wsied­liś­my więc na mo­to­ry i po­je­cha­liś­my zo­ba­czyć ten dru­gi ko­ściół:

 

Drugi (większy) kościół, którym opiekuje się pastor James. Okolice Kisasi. Kenia.

Na zewnątrz kościoła kilka osób pracowało przy wyrobie cegieł. Po krótkiej wymianie zdań z wielką ochotą zapozowali nam do zdjęć:

 

 

Przy produkcji cegieł. Okolice Kisasi. Kenia.

Obok tego kościoła jest duże gospodarstwo rolne miejscowego obszarnika. Oczywiście zostaliśmy i tam zaproszeni :-):

 

Duże gospodarstwo rolne. Okolice Kisasi. Kenia.

Zo­sta­liś­my przy­ję­ci w cie­niu pod drze­wem na ogro­do­wych fo­te­lach. Po­czę­sto­wa­no nas na­po­ja­mi i drob­ną prze­kąs­ką. Roz­ma­wia­liś­my o zie­mi, moż­li­wo­ści osied­le­nia się tam i ogól­nie o ży­ciu :-). Pa­nie by­ły bar­dzo za­in­te­re­so­wa­ne zdję­cia­mi, co Ja­cek skrzęt­nie wy­ko­rzy­sty­wał:

 

Panie Murzynki oglądające swoje zdjęcia na monitorze aparatu Jacka.

Ko­lej­ny etap na­szej so­bot­niej po­dró­ży – to dom ro­dzin­ny An­ge­li. An­ge­la miesz­ka i pra­cu­je w Ki­sa­si, ale po­je­cha­liś­my te­raz do jej ro­dzi­ców. W do­mu był jej oj­ciec i bra­ta­nek – Jo­seph. Usied­liś­my w po­ko­ju dzien­nym, Jo­seph opo­wie­dział nam o ro­dzi­nie, po­ka­zał zdję­cia, py­tał nas o ży­cie w Pol­sce, a An­ge­la tym­cza­sem przy­go­to­wa­ła po­si­łek.

Przed przejściem do jadalni, Joseph przyniósł miskę i dzban z wodą, aby umożliwić nam umycie rąk:

 

Marek myje ręce przed posiłkiem.

Po po­sił­ku, któ­ry skła­dał się z ry­żu i so­su z grosz­ku oraz wy­pi­ciu ka­wy (ka­wa z przy­pra­wa­mi) po­żeg­na­liś­my się i ru­szy­liś­my mo­to­ra­mi w dal­szą dro­gę. I tu spot­ka­ła nas nie­mi­ła niespo­dzian­ka. Otóż pa­stor od­wiózł nas tyl­ko do miej­sca, w któ­rym miesz­kał, choć wy­da­wa­ło się nam, że umo­wa by­ła ta­ka, że za usta­lo­ną i za­pła­co­ną kwo­tę od­wio­zą nas do Ki­sa­si.

Cóż było robić – ruszyliśmy piechotą w drogę powrotną. Ja za bardzo się tym nie przejąłem, bo zaraz trafiła mi się owadzia gratka :-):

 

Modliszka (?).

Ale Marek trochę się „wkurzył” na pastora i dostał niezłego przyspieszenia :-):

 

Powrót do Kisasi. Kenia.

Powoli zaczął zbliżać się wieczór. Jeszcze jakieś dziecko z baniakami na wodę:

 

Wyprawa po wodę. Okolice Kisasi. Kenia.

I na koniec dnia wieczorna panorama przed samym Kisasi:

Panorama widziana z zachodniej strony drogi Kisasi – Mutomo. Kenia.

X

Panorama widziana z zachodniej strony drogi Kisasi – Mutomo. Kenia.


Komentarze: skomentuj tę stronę

Serwisy 3n

Logo Kombi
Logo Wirtualnej Galerii
Logo 3N STOCK PHOTOS
Logo Kombi PDF Tools
Logo Projektora K3D
Logo 3N Games