Masai Mara. „Piegowata” ziemia Masajów. Kenia. |
Dzień pierwszy:
– wyjazd około 8.00 rano z Nairobi, dojazd na miejsce około godz. 14.00,Dzień drugi:
– śniadanie,Dzień trzeci:
– poranne zwiedzanie parku,Taki plan otrzymaliśmy z firmy organizującej imprezę i plan ten został rzeczywiście zrealizowany.
O szóstej rano odjeżdżamy spod mieszkania Marka podstawionym specjalnie dla nas matatu. Przed firmą, która organizuje nasze safari jesteśmy zdecydowanie przed czasem, ale na późniejszą godzinę nie można było zamówić matatu, a z kolei jechać matatu „liniowym” o tej porze byłoby ryzykowne, gdyż z powodu dojazdu ludzi do pracy w godzinach porannych jest „szczyt” komunikacyjny, są korki i trudno jest złapać wolne miejsce w matatu.
Po jakimś (dłuższym) czasie pojawia się Francis. Przedstawia się i mówi, że będzie naszym kucharzem. Z oczu patrzy mu dobrze, jest uśmiechnięty i raczej nie szczupły, więc jest nadzieja, że z głodu nie pomrzemy :-). Po jeszcze dłuższej chwili pojawia się Victor (ten, z którym załatwialiśmy wyjazd zaraz po przyjeździe do Nairobi). Victor otwiera biuro, schodzą się inni pracownicy, dostajemy kawę i czekamy. Około ósmej dostajemy sygnał, że możemy jechać. Wychodzimy z biura, na zewnątrz wita nas Joseph. Mówi, że będzie naszym kierowcą. Wsiadamy do naszego samochodziku. Jest to specjalnie do takich podróży przystosowany samochód terenowy z podnoszonym dachem. W części dla podróżnych ma siedem miejsc, ale dowiadujemy się, że poza kierowcą i kucharzem jedziemy tylko w czwórkę. Jest dobrze :-), mamy dużo miejsca na sprzęt i przemieszczanie się wewnątrz pojazdu.Tak wyglądają samochody wożące zwiedzających po terenie Masai Mara. Kenia.
Wnętrze naszego pojazdu z podniesionym dachem. Masai Mara. Kenia.
Ruszamy! Do pokonania mamy około 260 km.Plan wyprawy do Masai Mara.
Ruszamy z Nairobi. Kierujemy się w stronę miasta Narok. Narok jest miastem leżącym na skraju terytorium Masajów. Stąd rozchodzi się kilka dróg prowadzących do poszczególnych wejść (bram) do rezerwatu. My kierujemy się do bramy Oloolaimutia. Do Narok jedziemy drogami asfaltowymi. Pierwszy postój mamy na platformie widokowej, z której rozciąga się widok na ziemię Masajów:Ziemia Masajów. Widok z platformy widokowej na trasie Nairobi – Narok. Kenia. |
Czerwona ziemia. Widok z platformy widokowej na trasie Nairobi – Narok. Kenia.
Z platformy widokowej zjeżdżamy w dół na ziemię Masajów. Joseph mówi, że Masajowie nie lubią być fotografowani. Niektórzy z nich uważają, że fotografia zabiera im ich duszę. W drodze do Narok robię kilka zdjęć przez okno, bo krajobrazy są ładne, ale Joseph pędzi nie zważając na dziury w drodze. Trudno w tych warunkach ustrzelić dobre zdjęcie :-):Samotne drzewo na trasie Nairobi – Narok. Kenia.
Krajobraz na trasie Nairobi – Narok. Kenia. |
Bydło u wodopoju. Okolice Masai Mara. Kenia. |
Dzikie zwierzęta na poboczu drogi Narok – Oloolaimutia. Kenia.
Coraz częściej też widać zabudowania Masajów:Zabudowania Masajów na trasie Narok – Oloolaimutia. Kenia.
Około godziny czternastej zbliżamy się do celu. Na mapie poniżej wokół punktu A widać niewielkie prostokąty. To namioty w naszym obozowisku. Zajęliśmy dwa z nich.Nasze obozowisko i wejście do rezerwatu.
Ja z Markiem zajmujemy domek Nr 8:Nasz domek. Obóz w Masai Mara. Kenia.
Fundament i tylna część domku jest murowana. W tylnej części jest toaleta, umywalka i prysznic. Do domku prowadzi nas (chyba – nie pamiętam dokładnie) Charles. Pokazuje jak obsługiwać prysznic i mówi, że w razie czego mamy wołać Chaaarlessss! I on wtedy przyjdzie i pomoże :-). Ściany i wejście do części mieszkalnej domku są brezentowe. Wewnątrz są dwa lub trzy łóżka (nie „polowiaki”, ale normalne łóżka drewniane z grubymi materacami). Nad każdym łóżkiem jest moskitiera. Po zakwaterowaniu poszliśmy na obiad:Stołówka. Obóz w Masai Mara. Kenia.
W stołówce jest samoobsługa. Mamy do wyboru kilka dań przyrządzonych w sposób europejski, ale z afrykańskimi akcentami (np. gulasz, ziemniaki, ryż i chapati). Do picia sok, chai, kawa, herbata. Na deser owoce (ananas, pomarańcze). Szwedzki stół, jemy bez ograniczeń :-). Po obiedzie spotykamy się z Peterem:Masaj Peter. Obóz w Masai Mara. Kenia.
Peter jest Masajem i pracuje w ochronie obozu. Z prawej strony przy pasie ma nóż, z lewej – telefon komórkowy. Masajowie są odpowiedzialni za spokój i porządek w obozie, a w nocy strzegą obozu przed dzikimi zwierzętami. Peter – to przybrane imię na potrzeby kontaktów z białymi. Prawdziwe imię masajskie, to Shukurr. Shukurr pozwala się fotografować. Pokazuje nam swoją broń i demonstruje jej używanie:Shukurr. Obóz w Masai Mara. Kenia.
O szesnastej pakujemy się do naszego samochodu i Joseph wiezie nas na pierwszy wypad do parku. Po chwili przekraczamy bramę parku:Brama Oloolaimutia. Masai Mara. Kenia.
Teraz jest chwila (dłuuuga chwila) dla fotoreporterów :-). Słychać tylko strzelanie migawek. Zdjęć jest zbyt wiele, aby je tu wszystkie zamieścić. Z czasem znajdą się w moim banku zdjęć. Tymczasem parę ciekawszych ujęć:Antylopa topi. Masai Mara. Kenia.
Zebry na sawannie. Masai Mara. Kenia.
Koronnik szary (gatunek żurawia). Masai Mara. Kenia.
Żyrafy. Masai Mara. Kenia.
Wieczorny taniec godowy żyraf. Masai Mara. Kenia.
Przed dziewiętnastą zaczął kropić deszcz. Mieliśmy okazję zrobić zdjęcia tęczy nad Masai Mara:Tęcza nad Masai Mara. Kenia.
Po powrocie do obozu, kiedy byliśmy na kolacji, deszcz rozpadał się na dobre. Trochę martwiliśmy się o pogodę następnego dnia, ale z drugiej strony cieszyliśmy się, że nie będzie kurzu, a zwierzęta będą wymyte :-). W takich nastrojach poszliśmy spać. Dodam tylko, że w obozie był prąd elektryczny z generatora i można było naładować akumulatory do aparatów fotograficznych, a nawet podłączyć laptopa i zapisać zdjęcia na twardym dysku. Około godziny 22.30 generator został wyłączony i zapadła cisza nocna.Komentarze: skomentuj tę stronę |