123

Uwaga! Ta wi­try­na wy­ko­rzy­stu­je pli­ki cook­ies w ce­lu umoż­li­wie­nia dzia­ła­nia nie­któ­rych fun­kcji ser­wi­su (np. zmia­ny ko­lo­ru tła, wy­glą­du in­ter­fej­su, itp.) oraz w ce­lu zli­cza­nia li­czby od­wie­dzin. Wię­cej in­for­ma­cji znaj­dziesz w Po­li­ty­ce pry­wat­no­ści. Ak­tual­nie Two­ja przeg­lą­dar­ka ma wy­łą­czo­ną ob­słu­gę pli­ków co­o­kies dla tej wi­try­ny. Ten ko­mu­ni­kat bę­dzie wy­świet­la­ny, do­pó­ki nie za­ak­cep­tu­jesz pli­ków cook­ies dla tej wi­try­ny w swo­jej przeg­lą­dar­ce. Kliknięcie ikony * (w pra­wym gór­nym na­ro­żni­ku stro­ny) ozna­cza, że ak­ce­ptu­jesz pli­ki cookies na tej stro­nie. Ro­zu­miem, ak­cep­tu­ję pli­ki cook­ies!
*
:
/
G
o
[
]
Z
U

Wtorek – 29.06.10

Jesteśmy na miejscu!

Wto­rek, 6.30 ra­no cza­su miej­sco­we­go (czas miej­sco­wy jest o go­dzi­nę póź­niej­szy od cza­su pol­skie­go). Boeing lą­du­je i od koń­ca po­dró­ży dzie­li nas już tyl­ko... ko­lej­ka po wi­zę na lot­nis­ku. Za­bieg ten nie­ste­ty trwa dość dłu­go, ale w koń­cu wszyst­kie dru­ki uda­je się wy­peł­nić i z wkle­jo­ną do pa­szpor­tu wi­zą (i lżej­si o 25 do­la­rów) uda­je­my się po ba­ga­że. I tu mi­ła niespo­dzian­ka – ba­ga­że są ca­łe i zdro­we :-).

Wy­cho­dzi­my więc z ba­ga­ża­mi z sa­li od­praw i pró­bu­je­my od­szu­kać Mar­ka. Wie­my, że ma mieć tab­licz­kę z na­szy­mi imio­na­mi, ale – tab­li­czek jest mo­że ze sto ;-). Tłu­mek lu­dzi stoi przed ba­rier­ką i każ­dy trzy­ma tab­licz­kę z imio­na­mi. Po­bież­ny rzut oka i już wie­my, że na szyb­ko nie da ra­dy, trze­ba roz­po­cząć sy­ste­ma­tycz­ne prze­szu­ki­wa­nie tab­li­czek. W koń­cu jest – nasz go­spo­darz roz­po­zna­je nas, my je­go i uda­je­my się wspól­nie do tak­sów­ki.

Je­dzie­my dość dłu­go ubo­gi­mi dziel­ni­ca­mi Nai­ro­bi. Ruch jest tu le­wo­stron­ny, dro­gi – w sta­nie wska­zu­ją­cym na zu­ży­cie (miej­sca­mi cał­ko­wi­te), a ruch od­by­wa się wg pra­wi­deł lo­kal­nych (czy­li moc­niej­szy wy­gry­wa). Lu­dzie i sa­mo­cho­dy po­ru­sza­ją się po uli­cy je­dno­cześ­nie. Wy­glą­da to mniej wię­cej tak:

 

Ruch ulicz­ny w Nai­ro­bi. Ke­nia.

Pod­sta­wą ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej są tzw. ma­ta­tu. Im bar­dziej ko­lo­ro­wy, tym le­piej :-):

 

Ma­ta­tu. Pod­sta­wo­wy śro­dek ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej w Nai­ro­bi. Ke­nia.

Są róż­ne ma­ta­tu. Lep­sze (tzn. w lep­szym sta­nie) i ta­kie so­bie. W nie­któ­rych des­ka roz­dziel­cza nie za­wie­ra ża­dnych in­stru­men­tów po­kła­do­wych :-):

 

Des­ka roz­dziel­cza w ma­ta­tu. Nai­ro­bi. Ke­nia.

Nasz kie­row­ca dziel­nie ra­dzi so­bie w tym świe­cie i po 40-50 mi­nu­tach jaz­dy je­steś­my na miej­scu.

Miesz­ka­nie wy­na­jmo­wa­ne przez Mar­ka, to na tu­tej­sze stan­dar­dy luk­sus. Bu­dy­nek wie­lo­ro­dzin­ny, ogro­dzo­ny mu­rem z dru­ta­mi pod na­pię­ciem. Bram­ka me­ta­lo­wa (nie kra­ta, ale peł­ny me­tal), ca­ło­do­bo­wa ochro­na. We­wnątrz miesz­ka­nia trzy po­ko­je, kuch­nia, toa­le­ta i pry­sznic. W ok­nach nieot­wie­ral­ne kra­ty z me­ta­lo­wych prę­tów, pan­cer­ne drzwi ze­wnę­trzne i na bal­kon, za­my­ka­ne na me­ta­lo­we szta­by.

Jest ok!

Je­steś­my je­dy­ny­mi bia­ły­mi w oko­li­cy. Ale wszys­cy się do nas uśmie­cha­ją, za­ga­du­ją, po­zdra­wia­ją. Nie czu­je­my wro­go­ści, ale te kra­ty w ok­nie tro­chę da­ją do myś­le­nia. W bu­dyn­ku miesz­ka­ją ro­dzi­ny mu­rzyń­skie z dzieć­mi. I u nich są ta­kie sa­me kra­ty, więc oni tak po pro­stu za­bez­pie­cza­ją się przed włas­ny­mi po­bra­tym­ca­mi.


Wtor­ko­we po­po­łu­dnie

Po roz­pa­ko­wa­niu się i zje­dze­niu po­sił­ku po­je­cha­liś­my ma­ta­tu do mia­sta w ce­lu spot­ka­nia się z lu­dźmi, któ­rzy or­ga­ni­zu­ją sa­fa­ri do Ma­sai Ma­ra. W cza­sie tej po­dró­ży oka­za­ło się, że jest wiel­ki ko­rek i ma­ta­tu po­je­chał in­ną dro­gą niż zwyk­le, tzn. przez slum­sy. Wi­dok był przy­gnę­bia­ją­cy. Ma­rek mó­wi, że to by­ła rzad­ka okaz­ja, bo tam się nie cho­dzi, a ma­ta­tu nor­mal­nie tam­tę­dy nie jeż­dżą.

Sa­ma jaz­da tym ma­ta­tu to był wy­czyn. We­wnątrz był mo­ni­tor i ze­staw głoś­no gra­ją­cy. Na mo­ni­to­rze by­ły wy­świet­la­ne wi­deok­li­py, a mu­zy­ka gra­ła na ca­ły re­gu­la­tor. Nie­któ­rzy po­dry­gi­wa­li w takt tej mu­zy­ki. Nie zdo­by­łem się na wy­ję­cie apa­ra­tu :-(. Nie mam zdjęć.

Pa­no­wie z biu­ra or­ga­ni­zu­ją­ce­go sa­fa­ri oka­za­li się być mi­ły­mi fa­ce­ta­mi. Usta­li­liś­my co i jak ma być zor­ga­ni­zo­wa­ne (wy­jazd 17.07 ra­no, po­tem obiad, po po­łu­dniu sa­fa­ri, 18.07 – ca­ły dzień sa­fa­ri – oni pod­wo­żą nas w bez­po­śre­dnie są­sie­dztwo dzi­kich zwie­rząt, a my fo­to­gra­fu­je­my, 19.07 ra­no – sa­fa­ri, obiad i po­wrót. No­cu­je­my w re­zer­wa­cie w na­mio­tach, ale ta­kich wy­so­kich, na nor­mal­nych łóż­kach). Po usta­le­niu kwo­ty pła­ci­my i do­sta­je­my ra­chu­nek. Pa­no­wie z biu­ra są za­do­wo­le­ni i za­pra­sza­ją nas na obiad :-).

Zwy­cza­je tu są ta­kie, że nie uży­wa się sztuć­ców. Pa­no­wie w ele­gan­ckich gar­ni­tu­rach wy­szli na prze­rwę na lunch i je­dzą rę­ko­ma obiad. Wy­glą­da to tak, że na osob­nym ta­le­rzu jest uga­li (tu są prze­pi­sy na ke­nij­skie po­tra­wy), któ­re peł­ni ro­lę na­szych ziem­nia­ków. Z uga­li na­si to­wa­rzy­sze od­ry­wa­li ka­wa­łek i kle­i­li kul­kę, któ­rą ma­cza­li w da­niu głó­wnym, któ­re z ko­lei jest so­sem z ja­kimś do­dat­kiem (mię­sem lub ry­bą). Ja za­mó­wi­łem kur­cza­ka z ry­żem. Do­sta­łem na osob­nym ta­le­rzy­ku ryż, a na głę­bo­kim ta­le­rzu sos z ka­wał­kiem kur­cza­ka. Chy­ba po­wi­nie­nem z te­go ry­żu kle­ić kul­ki i ma­czać je w so­sie, ale ja­koś do­sta­łem łyż­kę i zjad­łem ze sma­kiem po­sił­ku­jąc się tyl­ko nie­co pal­ca­mi :–). W sa­li gdzie jed­liś­my by­ła umy­wal­ka.

Po obie­dzie pa­no­wie nas od­pro­wa­dzi­li i zro­bi­liś­my so­bie kil­ka pa­miąt­ko­wych zdjęć:

 

Pa­miąt­ko­we zdję­cie po obie­dzie. Od le­wej: Ja­cek, Vi­ctor, Cy­rus, Mi­chał, zna­jo­my Vi­cto­ra i Cy­ru­sa.

 

Od le­wej: Vi­ctor, Ma­rek, Cy­rus, Mi­chał, Ja­cek.

 

Zna­jo­my Vi­cto­ra.

Po­tem po­szliś­my wy­mie­nić pie­nią­dze. Sa­ma wy­mia­na od­by­wa­ła się w po­mie­szcze­niu, w któ­rym by­ły osob­ne ka­bi­ny (jak u nas kie­dyś te­le­fo­ny na po­czcie). W po­cze­kal­ni sta­ła ław­ka i lu­dzie cze­ka­li sie­dząc na tej ław­ce (za­pom­nia­łem na­pi­sać wcześ­niej, że w ma­ta­tu też nie moż­na stać. Wszys­cy mu­szą sie­dzieć, na­wet gdy­by wy­go­dniej by­ło stać. :-) ). Na środ­ku po­mie­szcze­nia stał po­rząd­ko­wy, któ­ry pil­no­wał, że­by ostat­ni przy­cho­dzą­cy sia­da­li na koń­cu ław­ki i pro­sił ko­lej­ną oso­bę, kie­dy sta­no­wis­ko się zwol­ni­ło. Za je­dne­go do­la­ra do­sta­je się tu od 70 do 80 szy­lin­gów ke­nij­skich. Prze­licz­nik za­le­ży od no­mi­na­łu do­la­rów (im wyż­szy no­mi­nał, tym wyż­szy prze­licz­nik) oraz od wie­ku bank­no­tu. Im bank­not star­szy, tym mniej szy­lin­gów za nie­go do­sta­nie­my. Przy­kła­do­we ce­ny: prze­jazd ma­ta­tu od Mar­ka do cen­trum – 40-50 szy­lin­gów. Li­tro­wa Co­ca-co­la – 55 szy­lin­gów. Mój obiad (kur­czak w so­sie z ry­żem) – nie­co po­nad 200 szy­lin­gów.

Po wy­mia­nie pie­nię­dzy po­szliś­my za­o­pa­trzyć się w kar­ty do te­le­fo­nów ko­mór­ko­wych. Kar­ta SIM ko­sztu­je 30 szy­lin­gów (oko­ło 1,5 zł) i do te­go do­ku­pi­liś­my kar­tę „zdrapkę” za 100 szy­lin­gów (nie­co po­nad 4 zł), co wy­star­czy na 10 SMS-ów do Pol­ski.

Po tym za­ku­pie wró­ci­liś­my ma­ta­tu do do­mu. Tym ra­zem we­wnątrz nie gra­ła głoś­na mu­zy­ka. W ma­ta­tu nie ma bi­le­tów. Za każ­dym ra­zem jest „konduktor”, któ­ry ka­su­je bez­po­śre­dnio usta­lo­ną przy we­jściu kwo­tę. „Konduktor” jest też od­po­wie­dzial­ny za „upychanie” lu­dzi i ewen­tual­nie ba­ga­żu. W więk­szych ma­ta­tu na da­chu je­dzie do­dat­ko­wa ob­słu­ga, któ­ra za­jmu­je się tyl­ko ba­ga­żem.

Po po­wro­cie za­bra­łem się za uzu­peł­nia­nie stro­ny i tu nie­spo­dzie­wa­nie wy­sko­czył prob­lem. Otóż nie mog­łem się po­łą­czyć z mo­im ser­we­rem, na któ­rym przy­go­to­wa­łem wcześ­niej stro­nę. Dzi­wna spra­wa. Tro­chę zmar­twio­ny po­szed­łem spać.

Komentarze: skomentuj tę stronę

Serwisy 3n

Logo Kombi
Logo Wirtualnej Galerii
Logo 3N STOCK PHOTOS
Logo Kombi PDF Tools
Logo Projektora K3D
Logo 3N Games